To chyba koniec...

Poniedziałek, 12 listopada 2012 · Komentarze(0)
Przychodzi taki moment, kiedy człowiek musi się zastanowić, co robi i na co mu to. Od dawna nie umieszczałem żadnych realnych statystyk, jeżdżę bez licznika i nie mam pulsometru.

Dlatego też wszystkie następne relacje z wycieczek będzie można przeczytać nie na bikestats.pl, ale na moim nowym blogu: carlos40i4.blogspot.com

Zapraszam!

Przysłop Uphill Team

Niedziela, 21 października 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Beskid Makowski
PICASA - FOTO

Miał być szybki spontan w Makowskim, a wyszło ćwiczenie asfaltowych podjazdów... Czasami tak bywa, ale i tak dobrze, że łyknęło się odrobinę gór przy końcówce złotej pogody...



Pilski debiut

Sobota, 20 października 2012 · Komentarze(0)
FOTO - PICASA

Po niemal miesięcznej przerwie w jeździe górskiej, udało mi się wreszcie pojechać na słynne Pilsko. Rychło w czas - jak się okazało, tydzień później pogoda już nie była taka bajeczna...





Beskidzka Inicjacja

Sobota, 22 września 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Beskid Makowski
Czasem człowiek powinien zrobić coś dla innych i pokazać im, jak fajne jest opuszczenie nizin i jazda na rowerze w górach. Tamta sobota była takim dniem. Myślę, że coś tam zakiełkowało, bo Michał teraz wypytuje mnie o fulle, a Tomek w następny weekend pojechał w Gorce :)
Szkoda, że było aż tyle asfaltu, ale przynajmniej licznik się kręcił ;)

FOTO - PICASA



Noga podaje?

Środa, 22 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
Trasa: Kraków - Tonie - Giebułtów - Dolina Prądnika - Ojców - Pieskowa Skała - Ojców - Dolina Prądnika - Giebułtów - Tonie - Kraków

PICASA - FOTO

Jeśli się zaczyna pracę o 11.00, to można rano coś zrobić. Można po raz setny pojechać do Lasku Wolskiego, albo... nabić trochę kilosów. I to był mój pomysł na poranek. Niedawno złożona Kona musi się rozjeździć :)
ramowy plan wycieczki:
6.45: wyjście z domu
8:00: Brama Krakowska, ok. 20-30 min. popasu i relaksu
9:10: Pieskowa Skała
10:30: powrót do domu



Miałem jechać tylko do Ojcowa, ale szło tak fajnie, że skusiła mnie Pieskowa. Przyznam, że dawno tak dobrze nie leciało mi się po asfalcie, przypomniałem sobie czasy, gdy na swoim dawnym Mongoosie tłukłem z kolegami dystanse w podobnym tempie, nawet gripshifty miałem takie same :) Jakby Konie dać (semi)slicki, to leciałaby zupełnie jak burza, obecne ogumienie nieco ją spowalnia na takich przelotach.

Kiłka-Mogiłka!

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Beskid Wyspowy
PICASA - FOTO

Niedzielna wycieczka na Mogielicę z Ojcem77 i Tadkiem. Clyde od tygodnia straszył burzami, deszczami i... wykrakał. Wyjazd z Krakowa zaczął się deszczowo i widok z Zakopianki na południe nie zwiastował niczego dobrego. Nie poddaliśmy się jednak i zaatakaliśmy. Aż do szczytu na zmianę padało i kropiło. Dobrze, że chociaż był to bardziej podjazd niż wypych, bo wypychanda typowego dla B. Wyspowego już bym nie zniósł.



Drogę w dół obraliśmy prostszą, bo świeżo po deszczu, a Tadek dopiero co wykurował gulę na ręku po ostatnim katapultowaniu. Progów i korzeni nie było, ale pochył i luźne kamienie też dawały radę :)


(fot. Ojciec77)

Po zjeździe z Mogielicy do hali reszta wycieczki to raczej Beskidzki klasyk: troche w górę, trochę w dół, takie tam relaksacyjne bujanie się poprzeplatane piknikowym objadaniem Autora przez pana Ojca77, który - jak nikt - umiejętnie zagajał: "Karol, co tam jeszcze masz dla nas do jedzenia?"


(fot. Ojciec77)

Końcowy zjazd szybki i urozmaicony singlowymi rynienko-ściankami, znaleziskami Tadka. Potem asfaltem na parking, mycie rowerów i do domu.

Wyjechaliśmy o 7.00 z Krakowa, a o 16.00 byliśmy w domu - naprawdę fajna trasa na niedzielny wypad, załapać się jeszcze można na obiad :)

Dolina Dłubni

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
TRASA: Kraków - Zesławice - Dolina Dłubni - Pękowice - Kraków

ZDJĘCIA - PICASA

Po sprawdzeniu drogi w sobotę, z czystym sumieniem mogłem zabrać w Dolinę Dłubni Anię i Iwonę. Pogoda dopisała, trasa widokowa, piknik był, superowe towarzystwo i nawet niewiele podjazdów... Czego chcieć więcej? :)



Zamek Korzkiew, Dłubnia: prolog

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
TRASA: Kraków - Zesławice - Dolina Dłubni - Iwanowice - Krasieniec - Korzkiew - Dolina Kluczwody - Kraków

PICASA - FOTO

Asfaltowo-trekingowa jurajska wycieczka sobotnia. Miałem obczaić szlak w Dolinie Dłubni, żeby następnego dnia mieć optymalną trasę. Trochę się rozpędziłem i rozszerzyłem sobie opcję :)





Powiew bryzy

Sobota, 14 lipca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trójmiasto
PICASA - FOTO

Tym razem w rodzinnych stronach. Zabrałem do Gdyni Haro, żeby skonfrontować tamtejsze ścieżki z pełnym zawieszeniem. Efekt był dla mnie więcej niż zadowalający, uwielbiam tamtejsze single, a widokowo Kraków może się schować ze swoją ścieżką wokół zalewu na Zakrzówku ;)



Turbacz de Luxe

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Gorce
trasa: Nowy Targ/Kowaniec - Potok Gazdy - Szlak Żółty - Turbacz - Szlak Zielony - Czoło Turbacza - Turbaczyk - Koninki - (wyciąg) - Rowerowy (kolor?) - Obidowiec - Szlak Czerwony - Turbacz - Szlak Zielony - Bukowina Waksmundzka - Nowy Targ

PICASA



Po pamiętnym "słabym projekcie" sprzed dwu tygodni, który to składał się głównie z wypychu (dzięx, Ojciec!), czułem się zobowiązany wobec Sabiny, by tym razem obrać trasę lekką, łatwą i przyjemną.
Sam początek - zaiste - taki właśnie był. Nie skręcając Z Kowańca od razu na Żółty, tylko jadąc dalej asfaltem i dopiero później przez nieznakowaną ścieżkę "Potok Gazdy", uzyskujemy chyba najprzyjemniejszy i najbardziej podjeżdżalny dojazd na Turbacz. Scieżka później łączy się z żółtym (w miejscu, gdzie ten jest już łagodny i bezstresowy).
Ostatni odcinek przed Turbo-Schroniskiem to próba sił: Korzenie i Kamloty versus Ja i Mój Rower. W newralgicznym punkcie musiałem skapitulować, bo przyszło im z pomocą Zdradzieckie Nachylenie, ale po chwili podprowadzania znowu atakowałem, lekko być nie może.



Krótki relaks pod schroniskiem i walimy na Zielony. Zaraz za Szałasowym Ołtarzem spotykamy dwóch nieznanych enduraków jadących nam na przeciw. Zamieniliśmy kilka słów i udajemy się w swoją stronę. Zielony z Turbacza do Poręby polecili mi koledzy z forum, którym chciałbym niniejszym podziękować. Dawno się tak nie umęczyłem na "zjeździe". Ale OK, mea culpa, jakoś padło mi na głowę i zignorowałem obecność trzech kolejnych szczytów, przez które szlak przechodzi. W praktyce był to dość mocny wypych i zaraz po nim stromizna w dół. I tak kilka razy. I do tego temperatura w cieniu ok. 30 stopni. Siostra wniebowzięta, pytała, "czy ten Kasha tak bardzo mnie nie lubi?". Szlak niejednokrotnie przerastał jej umiejętności zjazdowe, ale muszę przyznać, że nie dała się i walczyła dzielnie. W moich oczach szlak był niezmiernie ciekawy, mimo, że nie lubię tych wypychów co chwila. Jednak, gdy już droga idzie w dół, to wrażenia były gwarantowane: stromizy, stopnie, korzenie, małe uskoki, przewężenia... było wszystko.
Ostatecznie dobrnęliśmy do Turbaczyka, gdzie czekał na nas widok prima sort. Kolejny odpoczynek, by po regeneracji cisnąć już zdecydowanie w dół. Pod koniec zjazdu odbiliśmy w lewo na szlak rowerowy prowadzący do Koninek - nudnawa, szybka szutrówka na dokręcanie, ale cóż zrobić - od samej Poręby do Koninek mielibyśmy znacznie gorszą drogę.



W Koninkach korzystamy z cywilizacyjnego udogodnienia w postaci wyciągu. W takim upale trzeba się szanować! Sabina trochę się bała - to jej pierwszy wjazd z rowerem. Ale miły pan operator załatwił ją po góralsku w stylu "rachu ciachu i po strachu" i bezceremonialnie umieścił na krzesełku. Zanim się zorientowała, że jedzie, byliśmy już w połowie drogi.
Spod wyciągu ciągniemy Niebieskim szlakiem, a potem rowerowym. Nie polecam nikomu zdobywać Obidowiec Zielonym - niby krócej, ale tamtejsze nastromienie i korzenie nadają się znakomicie do zjazdu, ewentualnie to taszczenia roweru na plecach (przerabiałem to tam, więc wiem). Rowerowy robi małą pętlę, ale jest w pełni podjeżdżalny, ba - można sobie na nim odpocząć.
Następnie skręcamy w lewo, na Czerwony szlak. O ile wcześniej nie spotkaliśmy zbyt wiele osób (jedynie pod schroniskiem nieco więcej, ale to norma), to na Czerwonym już większe zagęszczenie, ale tłoku nie było. Czerwony w większości podjeżdżalny, całkiem przyjemny. W kość dawała głównie temperatura i prażące słońce. Niestety, na koniec dałem plamę i zamiast od Szałasowego podjeżdżać Zielonym (tak jak przyjechaliśmy), to przyczepiłem się do Czerwonego i podążaliśmy za jego znakami. Po drodze przypomniałem sobie, którędy on prowadzi, ale nie chciało nam się wracać do rozdroży (błąd!). Przenoszenie roweru na wiatrołomami ze słońcem na karku nie należy do najmilszych zajęć. No, ale inaczej siostra nie zobaczyłaby samego szczytu Turbacza, który zawsze omijamy...
Z Turbacza fajna korzenna ścieżka do Schroniska, tradycyjny piknik i szykujemy się do zjazdu. Tymczasem znowu spotkaliśmy wspomnianych rowerzystów, tym razem już bardziej ubłoconych. Zdekonspirowali się i jeden z nich okazał się forumowym Króliczyskiem, którego niniejszym pozdrawiam! Drugiego kolegę też, niech mu będzie...



W dół postanowiliśmy zjechać Zielonym, ostatnio byłem tam w 2009 roku, więc dobrze by było sobie przypomnieć ten szlak. No i był to strzał w dziesiątkę: najpierw wspólny z Zółtym zjazd od schroniska, gdzie człowiek dosłownie płynie ponad korzeniami. Przypomniałem sobie, jak to podczas mojej pierwszej wycieczki w góry walczyłem na tym zjeździe na Konie i pomyślałem, że chyba nastąpił u mnie jakiś postęp od tamtego czasu. Później szlak zamienia się w grubszą lub drobniejszą rąbankę poprzelataną gładkimi przelotami przez hale i łąki. Doświadczyłem płynności, której dawno już nie czułem, nie wiem, czy to szlak, czy dobrze zgrało mi się zawieszenie zawieszenie, ale flow był niesamowity. A potem zaraz sekcja AGD wyrzucająca z siodełka z Golgotką na końcu. Trochę żal przewyższenia, które na końcu tracimy zjeżdżając od Długiej Polany przez Kowaniec do miasta, ale nie ma na to rady.
Podsumowując, ta wycieczka wokół Turbacza była w 100% de Luxe: bo praktycznie bez pchania roweru na pierwszym podjeździe, bo z wyciągiem, bo pogoda i widoki też luksusowe, a zjazdy rewelacyjne. Gdybyśmy tylko wzięli poprawkę na nieszczęsny Zielony przez Turbaczyk, to procent luksusu wzrósłby niebezpiecznie.
I to tyle, następne tripy odbędą się w Trójmieście (Harold po raz pierwszy zobaczy polskie morze), ale pod koniec lipca znowu będę w Nowym Targu i ponownie coś się depnie w okolicy. Wszak Gorce to moja "enduro-kolebka", tu rozpoczynałem przygodę z MTB przez wielkie "E".