Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:115.00 km (w terenie 108.00 km; 93.91%)
Czas w ruchu:16:00
Średnia prędkość:7.19 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma podjazdów:600 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:38.33 km i 5h 20m
Więcej statystyk

Turbacz de Luxe

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Gorce
trasa: Nowy Targ/Kowaniec - Potok Gazdy - Szlak Żółty - Turbacz - Szlak Zielony - Czoło Turbacza - Turbaczyk - Koninki - (wyciąg) - Rowerowy (kolor?) - Obidowiec - Szlak Czerwony - Turbacz - Szlak Zielony - Bukowina Waksmundzka - Nowy Targ

PICASA



Po pamiętnym "słabym projekcie" sprzed dwu tygodni, który to składał się głównie z wypychu (dzięx, Ojciec!), czułem się zobowiązany wobec Sabiny, by tym razem obrać trasę lekką, łatwą i przyjemną.
Sam początek - zaiste - taki właśnie był. Nie skręcając Z Kowańca od razu na Żółty, tylko jadąc dalej asfaltem i dopiero później przez nieznakowaną ścieżkę "Potok Gazdy", uzyskujemy chyba najprzyjemniejszy i najbardziej podjeżdżalny dojazd na Turbacz. Scieżka później łączy się z żółtym (w miejscu, gdzie ten jest już łagodny i bezstresowy).
Ostatni odcinek przed Turbo-Schroniskiem to próba sił: Korzenie i Kamloty versus Ja i Mój Rower. W newralgicznym punkcie musiałem skapitulować, bo przyszło im z pomocą Zdradzieckie Nachylenie, ale po chwili podprowadzania znowu atakowałem, lekko być nie może.



Krótki relaks pod schroniskiem i walimy na Zielony. Zaraz za Szałasowym Ołtarzem spotykamy dwóch nieznanych enduraków jadących nam na przeciw. Zamieniliśmy kilka słów i udajemy się w swoją stronę. Zielony z Turbacza do Poręby polecili mi koledzy z forum, którym chciałbym niniejszym podziękować. Dawno się tak nie umęczyłem na "zjeździe". Ale OK, mea culpa, jakoś padło mi na głowę i zignorowałem obecność trzech kolejnych szczytów, przez które szlak przechodzi. W praktyce był to dość mocny wypych i zaraz po nim stromizna w dół. I tak kilka razy. I do tego temperatura w cieniu ok. 30 stopni. Siostra wniebowzięta, pytała, "czy ten Kasha tak bardzo mnie nie lubi?". Szlak niejednokrotnie przerastał jej umiejętności zjazdowe, ale muszę przyznać, że nie dała się i walczyła dzielnie. W moich oczach szlak był niezmiernie ciekawy, mimo, że nie lubię tych wypychów co chwila. Jednak, gdy już droga idzie w dół, to wrażenia były gwarantowane: stromizy, stopnie, korzenie, małe uskoki, przewężenia... było wszystko.
Ostatecznie dobrnęliśmy do Turbaczyka, gdzie czekał na nas widok prima sort. Kolejny odpoczynek, by po regeneracji cisnąć już zdecydowanie w dół. Pod koniec zjazdu odbiliśmy w lewo na szlak rowerowy prowadzący do Koninek - nudnawa, szybka szutrówka na dokręcanie, ale cóż zrobić - od samej Poręby do Koninek mielibyśmy znacznie gorszą drogę.



W Koninkach korzystamy z cywilizacyjnego udogodnienia w postaci wyciągu. W takim upale trzeba się szanować! Sabina trochę się bała - to jej pierwszy wjazd z rowerem. Ale miły pan operator załatwił ją po góralsku w stylu "rachu ciachu i po strachu" i bezceremonialnie umieścił na krzesełku. Zanim się zorientowała, że jedzie, byliśmy już w połowie drogi.
Spod wyciągu ciągniemy Niebieskim szlakiem, a potem rowerowym. Nie polecam nikomu zdobywać Obidowiec Zielonym - niby krócej, ale tamtejsze nastromienie i korzenie nadają się znakomicie do zjazdu, ewentualnie to taszczenia roweru na plecach (przerabiałem to tam, więc wiem). Rowerowy robi małą pętlę, ale jest w pełni podjeżdżalny, ba - można sobie na nim odpocząć.
Następnie skręcamy w lewo, na Czerwony szlak. O ile wcześniej nie spotkaliśmy zbyt wiele osób (jedynie pod schroniskiem nieco więcej, ale to norma), to na Czerwonym już większe zagęszczenie, ale tłoku nie było. Czerwony w większości podjeżdżalny, całkiem przyjemny. W kość dawała głównie temperatura i prażące słońce. Niestety, na koniec dałem plamę i zamiast od Szałasowego podjeżdżać Zielonym (tak jak przyjechaliśmy), to przyczepiłem się do Czerwonego i podążaliśmy za jego znakami. Po drodze przypomniałem sobie, którędy on prowadzi, ale nie chciało nam się wracać do rozdroży (błąd!). Przenoszenie roweru na wiatrołomami ze słońcem na karku nie należy do najmilszych zajęć. No, ale inaczej siostra nie zobaczyłaby samego szczytu Turbacza, który zawsze omijamy...
Z Turbacza fajna korzenna ścieżka do Schroniska, tradycyjny piknik i szykujemy się do zjazdu. Tymczasem znowu spotkaliśmy wspomnianych rowerzystów, tym razem już bardziej ubłoconych. Zdekonspirowali się i jeden z nich okazał się forumowym Króliczyskiem, którego niniejszym pozdrawiam! Drugiego kolegę też, niech mu będzie...



W dół postanowiliśmy zjechać Zielonym, ostatnio byłem tam w 2009 roku, więc dobrze by było sobie przypomnieć ten szlak. No i był to strzał w dziesiątkę: najpierw wspólny z Zółtym zjazd od schroniska, gdzie człowiek dosłownie płynie ponad korzeniami. Przypomniałem sobie, jak to podczas mojej pierwszej wycieczki w góry walczyłem na tym zjeździe na Konie i pomyślałem, że chyba nastąpił u mnie jakiś postęp od tamtego czasu. Później szlak zamienia się w grubszą lub drobniejszą rąbankę poprzelataną gładkimi przelotami przez hale i łąki. Doświadczyłem płynności, której dawno już nie czułem, nie wiem, czy to szlak, czy dobrze zgrało mi się zawieszenie zawieszenie, ale flow był niesamowity. A potem zaraz sekcja AGD wyrzucająca z siodełka z Golgotką na końcu. Trochę żal przewyższenia, które na końcu tracimy zjeżdżając od Długiej Polany przez Kowaniec do miasta, ale nie ma na to rady.
Podsumowując, ta wycieczka wokół Turbacza była w 100% de Luxe: bo praktycznie bez pchania roweru na pierwszym podjeździe, bo z wyciągiem, bo pogoda i widoki też luksusowe, a zjazdy rewelacyjne. Gdybyśmy tylko wzięli poprawkę na nieszczęsny Zielony przez Turbaczyk, to procent luksusu wzrósłby niebezpiecznie.
I to tyle, następne tripy odbędą się w Trójmieście (Harold po raz pierwszy zobaczy polskie morze), ale pod koniec lipca znowu będę w Nowym Targu i ponownie coś się depnie w okolicy. Wszak Gorce to moja "enduro-kolebka", tu rozpoczynałem przygodę z MTB przez wielkie "E".

Ochotnica Dolna, jak z dwunastu pięciu się ostało.

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria Gorce
Ochotnica Dolna - pod Lubań - pod Gorc - Ochotnica Dolna
ILUSTRACYJE

Piękny to był dzień, kiedy dwunastu śmiałków w Ochotnicy stawiło się, by ruszyć po przygodę. Ich początki niełatwe były i tylko nieliczni byli w stanie utrzymać się na swoich ogierach na stromych zboczach gór gorczańskich, które zdobywać poczęli. Większość rycerstwa pokornie wprowadzało swe wierzchowce, trzymając je za uzdę. Nawet słynny ze swej zręczności Ojciec z Krakowa uznał kilka potyczek za przegrane.

Na wierzchowcach, czy obok, drużyna osiągnęła w końcu Halę pod Lubaniem, niekompletna jednak, gdyż złe duchy podszeptami skłoniły kilku kompanów do zboczenia ze ścieżki i podążania zgubnym szlakiem. Więcej nasze oczy już ich nie ujrzały. Inni rzekli, że do domu im spieszno, bo kalesony na cerowanie czekają i garki wymyć trzeba i również zreiterowali. Spojrzały po sobie wytrwałe wiarusy i wiedziały, że to puste wymówki ino i że trudna ta droga przerosła tchórzy.
W tym to momencie zaprezentujmy naszych dzielnych bohaterów, by chwałę należytą im oddać. A byli to:
- Sabina, Elwene zwana, co z portu na dalekiej Północy pochodzi i tam w nadmorskich wyprawach się wprawia. Rodzinne koneksyje do grodu Kraka ją sprowadziły, by uczestniczyć w wyprawach z Carlosem, bratem swoim, o którym mowa będzie za chwilę.
- T-64, którego zawiłe imię na Tadeusza się przekłada. Znany to i poważany górołaz, co z żup solnych wylazł, by w górach teraz przygód szukać i dowcipem swym czas kompanom umilać
- Ojciec Rafał, znany powszechnie wśród braci ze swojej miłości do długich wojaży, ultrasami zwanych. Ci, co go znają, wiedzą, że jak nic na świecie umiłował on portretowanie się w pozach walecznych. Liczy on bowiem, że mimo łysiny na głowie i licznych krzyży na karku, płeć nadobna spojrzy nań okiem łaskawym.
- Sibik, co rok nawet nie jeździ na wysokogórskim rumaku, a już wszystkich zadziwia zapałem i uporem w szczytów zdobywaniu. Najstarsi powiadają, że na dzielnego rycerza wyrosnąć on może!
- i na końcu Carlos, czyli moja skromna osoba, co lat temu kilka przebyła drogę długą z Północy do kraju "na-polan", by w pantoflach wyjśćże na poszukiwanie borówek.
Nie patrząc na innych, ruszyli oni dalej. Raz w dół, a raz pod górę droga ich prowadziła, korzenie i głazy na błąd czychały, muchy natrętne spokoju nie dawały, a czarowne widoki zawracały zakutych kaskami łepetynach.

Nic sobie z przeszkód napotykanych dzielna piątka nie robiła, ich rumaki bowiem nie takim wyzwaniom podołały w przeszłości. Sprawnie przemykali oni wśród skał i zdradzieckich wądołów. Korzenie natomiast morderczej swej mocy ukazać okazji nie miały, gdyż w bezlitosnych słońca promieniach na wiór wyschły i śliznąć się na nich nie było sposobu. Korzystając z tego, krotochwilnym hasaniom po tych nieszkodliwych wrogach drużyna się oddawała, z jednego na drugi rączo przeskakując.
Przed na Gorc podejściem skierowali swe rumaki w dół i pognali na złamanie karku ku swemu wozowi w Ochotnicy Dolnej. Była to droga kręta i stroma, usiana głazami wielkości wszelakich, gdzie ciskani byli nasi śmiałkowie we wszystkie strony. I upadła Elwene razy kilka, lecz wprawiona ona w kontaktach przyziemnych i nic sobie z siniaków nie robiła, Ojca Rafała w zdumienie swą dzielnością wprawiając.
Po tej słodkiej walce, którą sobie na koniec zgotowali, spakowali się i współnie pomknęli wozem zapachem przygody przesiąknietym, bo prawdę rzekłwszy, fetor nieznośny za nimi unosił się.
Na pozostałych członków wyprawy spuśćmy zasłonę milczenia, gdyż ni Chyży Tomasz, ni Kościaty Clyde, ani żaden inny wyczynem wielkim nie wsławił się dnia tamtego.

Eine Epik Yerbabrigade

Sobota, 2 czerwca 2012 · Komentarze(0)
PICASA - FOTO

Jak każdy wie, porządny alpejski film vertowy składa się z epickich ujęć zapierających w dech piersiach piwotów nad urwiskami oraz scen z kawą przyrządzaną na wysokościach, na które nikt o zdrowych zmysłach nie wnosi kawiarki czy filiżanek.
Oto czas na naszą odpowiedź. Nie mniej epicka yerba mate (w porównaniu do oswojonej kawy wnosi subtelny powiew egzotyki) pomogła nam wykonać iście kaskaderskie ewolucje. Zobaczcie sami. Ten film zmieni Wasze życie.

VIMEO