Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:549.09 km (w terenie 207.00 km; 37.70%)
Czas w ruchu:38:03
Średnia prędkość:13.77 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:5207 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:36.61 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Enduro w Krainie Deszczowców

Niedziela, 20 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Gorce
Weekend spędzałem w Nowym Targu, wziąłem ze sobą rower z zamiarem powrotu szlakami do Krakowa. Pogoda psuła szyki i od rana wyglądało to słabo: mżawka i temperatura ok. 12 st C. Uparłem się jednak ("pewnie się przetrze...") i wyruszyłem.
Planowałem wspiąć się niebieskim szlakiem, a dalej pociągnąć czarnym i niebieskim do Starych Wierchów. Stamtąd czerwonym do Rabki, a potem przez Beskid Makowski do Myślenic.


(Wjeżdżamy na szlak. Prawo, lewo czy środkiem?)

Że długa zapowiadała się długa, to postanowiłem ułatwić sobie zadanie i wbić asfaltem przez Kowaniec i Zadział. Szczerze, to od początku szło coś nie tak, jak powinno: to w jakimś oczywistym miejscu ominąłem szlak, to wpakowałem się w krzaki... gdy już dotarłem do czarnego, byłem nieźle wymęczony, a to dopiero początek. Co gorsza, mżawka, która na chwilę ustąpiła, znowu zaatakowała.
Dalej... mgła coraz większa, ziemia systematycznie zraszana od rana zamienia się w błotnistą papkę. Do tego bonus w postaci snake'a. Potem mżawka zamieniła się w lekki deszcz i już naprawdę osiągnąłem stan szczęścia.


(snejk we mgle)

Drogę pokonywałem znacznie wolniej, niż zakładałem. Gdy dotarłem na Stare Wierchy, była godzina 15.00, o wiele za późno. Z radością wciągnąłem gorącą herbatę z cytryną oraz pyszną szarlotkę. Postanowiłem dobrnąć do Chabówki, a dalej pociągiem do Krakowa. Nawet ten zjazd nie poszedł tak, jak planowałem. Oznaczenie czerwonego zakrawa na kpinę, przez co zmyliłem drogę i kilka razy musiałem podprowadzać, żeby w końcu "jakoś" dokulać się do cywilizacji. Jazda z górki nawet nie dawała frajdy - zimno, a co najgorsze widoczność skandaliczna, po części przez deszcz i mgłę, ale w głównej mierze przez zaparowane i zakropione deszczem okulary. Rzadko kiedy jechałem szybciej niż 25 km/h. Gdy już zjechałem, co miałem do zjechania, okazało się, że wylądowałem trochę bardziej na wschód, niż chciałem i musiałem człapać zielonym szlakiem. Bonus - 200 metrów pod górkę. Oznakowany przez całą drogę świetnie, serio. Co 50-100 metrów znak, elegancko. Elegancko... oprócz decydującego, 90-stopniowego zakrętu na szczycie Świńskiej Góry... taki świński dowcip - po prostu olali oznaczenie tego zakrętu. Jak nie spojrzysz dokładnie na mapę, będziesz w krzakach i to dosłownie, bo główna droga wali dalej prosto, do lasu, a szlak prowadzi jakąś zarośniętą polną dróżką.
Rdzawka, Rabka i Chabówka, wreszcie... Dojechałem na dworzec - pociąg odjechał 8 minut temu. Nawet się nie zmartwiłem. Poczekalnia zamknięta - już mnie nic nie wzruszy. Znalazłem sobie całkiem miłą wnękę, przebrałem się w (jako tako) suche ciuchy z plecaka, wylałem wodę z butów i... o 21.00 byłem w Krakowie.

Kiedyś przejadę tę trasę - niech tylko nie pada :)

WIĘCEJ ZDJĘĆ: PICASA

Gorce - krótka rundka

Sobota, 19 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Gorce
Wczoraj przybyłem z Anią do Nowego Targu - naturalnie, wziąłem ze sobą rower, głupio byłoby przegapić wycieczkę po Gorcach. Pogoda dziś do południa była marna, ale po południu zdecydowałem się wyskoczyć na krótką przejażdżkę, głównie po to, by sprawdzić warunki na szlakach. O dziwo, nie było dużo błota!
Trasa, którą przebyłem to krótka rundka z małymi zakolami w terenie: Z centrum przez Zadział do Żółtego szlaku (pod kaplicą Papieską) i potem już w dół na Kowaniec i znowu do Centrum.

Wieczorny Wolszczak

Czwartek, 17 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Kraków - teren
Po pracy skoczyłem do Lasku - był też Adamos i Zdan. Udało mi się zgubić pokrętło kompresji od Bombera :/ Dodatkowo, utwierdziłem się w przekonaniu, że Conti Vertical żyje według własnego widzi mi się, tańczy w zakrętach, a na podjazdach nie chwyta. Po powrocie wymieniona na Conti Survival - oby to było lepsze ;)

Las Wolski, Bodzów i nie tylko ;)

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Integracyjny wyjazd, kilku znajomych się przewinęło. Najpierw był Las Wolski, potem Zakrzówek i Bodzów... było miło, chociaż nieco za ciepło.



A wracając... natknęliśmy się na przejazd rowerowy! :)



WIĘCEJ ZDJĘĆ: PICASA

Jurajska smażalnia

Środa, 9 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
Tym razem, zamiast w góry, ruszyliśmy na Północ. Nie tę daleką, lecz podkrakowską. Zarówno Sabina, jak i ja, mieliśmy ochotę odwiedzić Jurę, a w niedzielę nie do końca się to udało. Umówiliśmy się z Clydem na Błoniach. Od początku czuliśmy, że słońce da nam popalić. Ostatni tydzień obfitował w temperatury powyżej 23 st. C, nie inaczej było tego dnia.

Wyjazd krakowskimi asfaltówkami, trochę się podsmażyliśmy na szosie, cały czas marząc o schronieniu w cieniu drzew.


(kolory: czarny, żółty, czerwony - szlaki PTTK; seledyn i fiolet: drogi poza szlakami. mapa wg. Google Maps)

Clyde trochę zamieszał z kierowaniem wycieczką ("przydałby się kompaaaas..."), ale i tak mu to wybaczamy w ostatecznym rozrachunku. W końcu dobiliśmy do czarnego szlaku. Byłoby pięknie, gdyby nie dwie sprawy: powalone drzewa systematycznie zagradzające nam drogę (chwilami przejście przez nie stanowiło nie lada wyzwanie) i wielkie obszary błota, którego nie dawało się ominąć. A najgorzej, jak kto pośrodku takiego bagienka stanął. Ani ruszyć, ani przejść dalej. Raz utknąłem w środku czegoś takiego i autentycznie, miałem wrażenie, że to błoto mnie wciąga! A opony wciąż z ciśnieniem "szosowym", więc wydostać się było ciężko...

Gdy tylko widzieliśmy strumyk, jednomyślnie rzucaliśmy się ku niemu, żeby pomoczyć: nogi, ręce, twarz, lub wszystko na raz.


(Po ciężkich przejściach przez jurajskie błota. Znowu się moczymy, tym razem w strumyku lądują i nasze rowery.)

Śmiem stwierdzić, że czym dalej jechaliśmy, czym bardziej byliśmy spoceni, wypaleni słońcem, brudni od błota, tym szło nam łatwiej. Leśne drogi stawały się bardziej przejezdne i mniej błotniste, podjazdy prostsze, a zjazdy pojawiały się jakby częściej. Gdy dojechaliśmy do żółtego szlaku (ponoć jeden z ciekawszych w całej Jurze, prowadzi od Krzeszowic na wschodzie do Pieskowej Skały, przechodząc przez cały Ojcowski Park Narodowy), jeszcze przed wjazdem do Parku, udało się nam załapać na... wspomnień czar, czyli prawdziwą oranżadę ze szklanej butelki!
Wspólnie z Clydem szacowaliśmy, ile lat temu ostatnio piliśmy takie cudo ;)



Jeśli żółty szlak jest tak samo malowniczy na pozostałych odcinkach, to polecam go z czystym sercem - sympatyczny, szybki, bardzo "widokowy" - prowadzi przez najważniejsze jurajskie atrakcje.




(Dobrze jest zjechać sobie w cieniu drzew, doceniam to zwłaszcza po tej słonecznej umieralni, którą mieliśmy za sobą.)

Dłuższy popas, połączony z godzinną siestą, zafundowaliśmy sobie po środku Parku, przy zalewie, który urządziły sobie bobry. Czekaliśmy - żaden bober nie przyszedł.


(Bobrowe miejsce pracy, w tle jej efekt. Dni tego drzewa są policzone.)

Ale trzeba było ruszyć dalej, bo to już po 16.00. Poza tym, komary nie dawały nam spokoju (to chyba przez tę powódź tak się namnożyły, nigdy o tej porze nie były tak natarczywe i tak liczne). Dalej żółtym i oto jest: Pieskowa Skała i Maczuga Herkulesa.





Kilka zdjęć pod Maczugą, potem błyskawiczne zwiedzanie dziedzińca zamku i zabieramy się do domu. Dla zaoszczędzenia czasu decydujemy się na drogę prowadzącą głównie szosą (bo tak prowadzi czerwony szlak), chociaż nie zabrakło jednego wykańczającego kamienistego podjazdu i szybkiego zjazdu lasem. Część drogi, mimo oporów Clyde'a, przebyliśmy drogą krajową nr 94 (Olkusz-Kraków), lecz z powodu zwężenia jezdni (remonty drogi), musieliśmy odbić na lokalne dróżki. Tak właśnie dotarliśmy na Bronowice, gdzie my swą podróż zakończyliśmy, a Clyde pojechał dalej, na Zakrzówek.

Tę wycieczkę sponsorowało słońce. Wypiłem minimum cztery litry napojów, a i tak było mi mało. Ale jeszcze trzy miesiące i przyjdzie jesień, będzie można odetchnąć ;)

WIĘCEJ ZDJĘĆ: PICASA