Wpisy archiwalne w kategorii

Jura

Dystans całkowity:560.40 km (w terenie 136.00 km; 24.27%)
Czas w ruchu:30:43
Średnia prędkość:15.31 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:1900 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:62.27 km i 3h 50m
Więcej statystyk

Noga podaje?

Środa, 22 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
Trasa: Kraków - Tonie - Giebułtów - Dolina Prądnika - Ojców - Pieskowa Skała - Ojców - Dolina Prądnika - Giebułtów - Tonie - Kraków

PICASA - FOTO

Jeśli się zaczyna pracę o 11.00, to można rano coś zrobić. Można po raz setny pojechać do Lasku Wolskiego, albo... nabić trochę kilosów. I to był mój pomysł na poranek. Niedawno złożona Kona musi się rozjeździć :)
ramowy plan wycieczki:
6.45: wyjście z domu
8:00: Brama Krakowska, ok. 20-30 min. popasu i relaksu
9:10: Pieskowa Skała
10:30: powrót do domu



Miałem jechać tylko do Ojcowa, ale szło tak fajnie, że skusiła mnie Pieskowa. Przyznam, że dawno tak dobrze nie leciało mi się po asfalcie, przypomniałem sobie czasy, gdy na swoim dawnym Mongoosie tłukłem z kolegami dystanse w podobnym tempie, nawet gripshifty miałem takie same :) Jakby Konie dać (semi)slicki, to leciałaby zupełnie jak burza, obecne ogumienie nieco ją spowalnia na takich przelotach.

Dolina Dłubni

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
TRASA: Kraków - Zesławice - Dolina Dłubni - Pękowice - Kraków

ZDJĘCIA - PICASA

Po sprawdzeniu drogi w sobotę, z czystym sumieniem mogłem zabrać w Dolinę Dłubni Anię i Iwonę. Pogoda dopisała, trasa widokowa, piknik był, superowe towarzystwo i nawet niewiele podjazdów... Czego chcieć więcej? :)



Zamek Korzkiew, Dłubnia: prolog

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
TRASA: Kraków - Zesławice - Dolina Dłubni - Iwanowice - Krasieniec - Korzkiew - Dolina Kluczwody - Kraków

PICASA - FOTO

Asfaltowo-trekingowa jurajska wycieczka sobotnia. Miałem obczaić szlak w Dolinie Dłubni, żeby następnego dnia mieć optymalną trasę. Trochę się rozpędziłem i rozszerzyłem sobie opcję :)





Ostatni Dzień Zimy

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
WIĘCEJ ZDJĘĆ: PIKAZA

Ostatni dzień zimy, po prostu nosiło mnie, musiałem gdzieś pojechać w tamten weekend. Znajomkowie jakoś niezbyt chętni na wyskok w góry - padało w ciągu tygodnia, cóż zrobić...
Na ratunek przyszedł Pasieczkin, który zaproponował krajoznawczą wycieczkę w okolice Krzeszowic. To nic, że byłem tam przed tygodniem, wszystkie te okolice to dnia mnie większe lub mniejsze nowości, nic się nie stanie, jeśli przejadę gdzieś po raz drugi. Dla okrasy, wyprawa miała aspekt eksploracyjno-poznawczy: mieliśmy zahaczyć o kilka tamtejszych atrakcji takich jak stare mosty, kamieniołomy czy jaskinie. Brzmi fajnie :)

Dojazd do Krzeszowic pociągiem. Niechlubnie zaspałem, ale dogoniłem chłopaków (Paśka, Cichego i Amuna) na drodze do miejscowości Czerna. Wkrótce wbiliśmy na szlak - o dziwo, pomimo opadów, było bardziej sucho niż tydzień wcześniej.


(Wiosna pełną gębą)


(Diabelska Karawana, w tle Diabelski Most - fot. Pasieczkin)


(Jaskinia Gorenicka - "rzuuuć grosika!" - fot. Pasieczkin)

Jura + wiosna = błoto

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
KRZESZOWICE - CZERNA - ŻARY - DOLINA BĘDKOWSKA - BOLECHOWICE - ZABIERZÓW - KRAKÓW

Jura to dla mnie błotna kraina i basta. Sobotnia wycieczka z Bodźkiem, Duckiem i Tomkiem (Stiken zaspał haniebnie) potwierdziła to.



Ekipą o wyrównanych proporcjach HT vs Fulle ruszyliśmy z Krzeszowic na Północ, raz to podążając szlakiem żółtym (Dolinkek Podkrakowskich), a raz rowerowym niebieskim. Wszyscy spragnieni byliśmy już jazdy w słońcu, podmuchów wiosennego wiatru i braku śniegu na ścieżkach. Tak też było, lecz cena, którą przyszło nam zapłacić, wysoką była. Kleiste błoto skutecznie spowalniało nasze wysiłki zarówno przy jeździe pod górę, jak i w dół. Zjazdy to osobna historia, chwilami czułem, że wykonuję takie figury, których program Taniec z Gwiazdami by się nie powstydził. Gleb też nie zabrakło - przednie i tylne koło zachowywały się chwilowo, jakby absolutnie nic je nie łączyło.



Wspólnie dojechaliśmy do Bolechowic, gdzie nasza Drużyna rozłączyła się: Bractwo Hardtaili podążyło przez Zabierzów do Krakowa, zaś Fullowa Kawaleria pojechała do Krzeszowic.



Mimo błota, które robiło wszystko, by utrudnić naszą jazdę, wyjazd zaliczam do udanych - była okazja do wiosennego rozruszania się, pomielenia na podjazdach (na cześć koronki 20T powinienem napisać hymn pochwalny), pośmigania trochę w dół (co zaowocowało m.in. zgubieniem szlaku, ale co to dla nas - Tom3k ma wgrane mapy całej Małopolski i z pamięci recytował marszrutę na najbliższe trzy godziny).



Pozostaje tylko trzymać kciuki za Panią Wiosnę, by szybko wysuszyła szlaki!

WIĘCEJ ZDJĘĆ: PIKAZA

Lasy Zabierzowskie: wiater jest kool!

Niedziela, 13 lutego 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Jura, Szosa, treking
Kraków-Kryspinów-Balice-Kleszczów-Aleksandrowice-Cholerzyn-Brzoskwinia-Balice-Rząska-Kraków

W nocy przyszedł mróz i za dnia też było minimalnie poniżej zera, lecz to jednak nie było wystarczające, by móc jeździć w terenie - słońce swymi promieniami zamieniało glebę przykrytą świeżym śnieżkiem w błotniste paskudztwo. Poszedłem więc w opcję "szosa", ale przezornie nie zmieniłem opon na sliki. I całe szczęście: gdy zboczyłem z głównych asfaltów na te boczne, to zwłaszcza w lesie miałbym poważne problemy z trakcją.



Pogoda byłaby wymarzona, gdyby nie jeden mały "detal": wiatr wiał po prostu niemiłosiernie, miałem na rękach dwie pary rękawiczek, w tym grube, wełniane. Na niewiele zdało się to, gdyż chwilami i tak traciłem zupełnie czucie w palcach. Po dziesięciominutowym postoju cały dygotałem. Więcej postojów nie było, cieplej i szybciej ;)

W końcu poczułem się tak sponiewierany przez to durne wiatrzysko, że zdecydowałem się wrócić do domu, mimo, że ledwie dojechałem do Brzoskwini. Trudno, pojeżdżę więcej przy bardziej sprzyjających warunkach.


PIKAZA: https://picasaweb.google.com/carlos40i4/201112LutegoLasyZabierzowskie?authkey=Gv1sRgCNHZkubf-bmiWA#slideshow/5573296701812475474

Dolinki Podkrakowskie

Sobota, 9 października 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
Miałem 2/3 soboty wolnej, więc wieczorny powrót z gór nie wchodził w grę. Ale są jeszcze Dolinki Krakowskie ;) Tak więc skoro świt wyjazd z Krakowa w stronę Krzeszowic (blokujemy ETĘ, pompujemy koła i kilometry na asfalcie same lecą ;) ) potem odbicie do Rudawy, wjazd na zielony szlak, trochę zagubienia w lesie i błocie i jedziemy dalej.
Dalej miejscowość Radwanowice (czarny szlak), wjazd na Grzybową Górę (szczerze, to bardziej byłem zajęty walką z blotem niż atakiem podjazdu ;) ) i dobicie do żółtego szlaku, który uchodzi za najatrakcyjniejszą trasę w Jurze.
Dalej było naprawdę fajnie i błota nawet mniej ;) Brama Będkowska, Dolina Kobylańska - trochę trekingowo, ale i single się trafiały. Ten ciekawy odcinek przeleciał naprawdę szybko i ani się obejrzałem, a tu już Bolechowice i zjazd na czarny szlak - kierunek Zabierzów, a dalej Kraków.
Wiadomo - góry to nie są, ale Jura też posiada swoje zalety. Chociażby tę, że jest tak blisko :)



WIĘCEJ ZDJĘĆ: PICASA

Jurajska smażalnia

Środa, 9 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Jura
Tym razem, zamiast w góry, ruszyliśmy na Północ. Nie tę daleką, lecz podkrakowską. Zarówno Sabina, jak i ja, mieliśmy ochotę odwiedzić Jurę, a w niedzielę nie do końca się to udało. Umówiliśmy się z Clydem na Błoniach. Od początku czuliśmy, że słońce da nam popalić. Ostatni tydzień obfitował w temperatury powyżej 23 st. C, nie inaczej było tego dnia.

Wyjazd krakowskimi asfaltówkami, trochę się podsmażyliśmy na szosie, cały czas marząc o schronieniu w cieniu drzew.


(kolory: czarny, żółty, czerwony - szlaki PTTK; seledyn i fiolet: drogi poza szlakami. mapa wg. Google Maps)

Clyde trochę zamieszał z kierowaniem wycieczką ("przydałby się kompaaaas..."), ale i tak mu to wybaczamy w ostatecznym rozrachunku. W końcu dobiliśmy do czarnego szlaku. Byłoby pięknie, gdyby nie dwie sprawy: powalone drzewa systematycznie zagradzające nam drogę (chwilami przejście przez nie stanowiło nie lada wyzwanie) i wielkie obszary błota, którego nie dawało się ominąć. A najgorzej, jak kto pośrodku takiego bagienka stanął. Ani ruszyć, ani przejść dalej. Raz utknąłem w środku czegoś takiego i autentycznie, miałem wrażenie, że to błoto mnie wciąga! A opony wciąż z ciśnieniem "szosowym", więc wydostać się było ciężko...

Gdy tylko widzieliśmy strumyk, jednomyślnie rzucaliśmy się ku niemu, żeby pomoczyć: nogi, ręce, twarz, lub wszystko na raz.


(Po ciężkich przejściach przez jurajskie błota. Znowu się moczymy, tym razem w strumyku lądują i nasze rowery.)

Śmiem stwierdzić, że czym dalej jechaliśmy, czym bardziej byliśmy spoceni, wypaleni słońcem, brudni od błota, tym szło nam łatwiej. Leśne drogi stawały się bardziej przejezdne i mniej błotniste, podjazdy prostsze, a zjazdy pojawiały się jakby częściej. Gdy dojechaliśmy do żółtego szlaku (ponoć jeden z ciekawszych w całej Jurze, prowadzi od Krzeszowic na wschodzie do Pieskowej Skały, przechodząc przez cały Ojcowski Park Narodowy), jeszcze przed wjazdem do Parku, udało się nam załapać na... wspomnień czar, czyli prawdziwą oranżadę ze szklanej butelki!
Wspólnie z Clydem szacowaliśmy, ile lat temu ostatnio piliśmy takie cudo ;)



Jeśli żółty szlak jest tak samo malowniczy na pozostałych odcinkach, to polecam go z czystym sercem - sympatyczny, szybki, bardzo "widokowy" - prowadzi przez najważniejsze jurajskie atrakcje.




(Dobrze jest zjechać sobie w cieniu drzew, doceniam to zwłaszcza po tej słonecznej umieralni, którą mieliśmy za sobą.)

Dłuższy popas, połączony z godzinną siestą, zafundowaliśmy sobie po środku Parku, przy zalewie, który urządziły sobie bobry. Czekaliśmy - żaden bober nie przyszedł.


(Bobrowe miejsce pracy, w tle jej efekt. Dni tego drzewa są policzone.)

Ale trzeba było ruszyć dalej, bo to już po 16.00. Poza tym, komary nie dawały nam spokoju (to chyba przez tę powódź tak się namnożyły, nigdy o tej porze nie były tak natarczywe i tak liczne). Dalej żółtym i oto jest: Pieskowa Skała i Maczuga Herkulesa.





Kilka zdjęć pod Maczugą, potem błyskawiczne zwiedzanie dziedzińca zamku i zabieramy się do domu. Dla zaoszczędzenia czasu decydujemy się na drogę prowadzącą głównie szosą (bo tak prowadzi czerwony szlak), chociaż nie zabrakło jednego wykańczającego kamienistego podjazdu i szybkiego zjazdu lasem. Część drogi, mimo oporów Clyde'a, przebyliśmy drogą krajową nr 94 (Olkusz-Kraków), lecz z powodu zwężenia jezdni (remonty drogi), musieliśmy odbić na lokalne dróżki. Tak właśnie dotarliśmy na Bronowice, gdzie my swą podróż zakończyliśmy, a Clyde pojechał dalej, na Zakrzówek.

Tę wycieczkę sponsorowało słońce. Wypiłem minimum cztery litry napojów, a i tak było mi mało. Ale jeszcze trzy miesiące i przyjdzie jesień, będzie można odetchnąć ;)

WIĘCEJ ZDJĘĆ: PICASA